Miał być post zupełnie inny, ale dziś tak ładnie na dworze ...
Wybrałyśmy się z Matyldą na spacer, dziś dłuższy niż zazwyczaj, mamy u nas takie małe góry " Sokole ",
w sumie sokołów tam nigdy nie spotkałam, sowy a i owszem ...
Same góry porasta las bukowy, wysokie piękne drzewa ...
Od kiedy widziałam " Blair witch project " to czasem przywołuje takie skojarzenia ... ale sama nigdy się tam nie wybieram, więc nie ma się co bać hihihi
Liście jeszcze nie całkiem opadły, ale mały dywan już jest ...
Pamiętam lata kiedy nasze jeszcze wtedy małe pociechy skakały na usypane góry listowia - niesamowita dawka energii i śmiechu ;)
Dziś już skakać nie chcą, ale radość dalej jest :)
Taka jesień jak najbardziej mi odpowiada ...
Marcelina nie mogła z nami pójść, ale w tym tygodniu zrobiła kilka zdjęć jesieni ... sporo nawet trudno zdecydować się tylko na kilka ...
************
Lekko jesiennie ...
Dziękuję Wam za odwiedziny i wszystkie słowa, które zostawiacie pod postami ...
Dziś ciąg dalszy czasu odnajdywania ... czyli historia pewnej koszulki ...
Myślę, że doskonale zobrazuje moje czasu szukanie ...
A więc zaczęło się tak ...
W czerwcu kiedy to trwała u nas gorączka związana z Euro, nasza Maryś zmajstrowała sobie tunikę z orłem,
strasznie chciałam choćby koszulkę takową posiadać,
więc w te pędy do Maryś bo ta dobra dusza oznajmiła, że jeśli ktoś chętny to ona a i owszem udostępni szablonik. Dziękuję raz jeszcze :*
Czary mary i szablon był u mnie.
Minął dobry miesiąc zanim znalazłam odpowiednią koszulkę, co by się nadawała,
bo o uszyciu nie było mowy, aż takich zasobów czasu nie odnalazłam ;)
Jak zwykle to bywa w takich przypadkach trafiła się całkiem nieoczekiwanie.
Potem umyśliłam sobie, że właściwie to taki kolor może nijaki,
po kilku tygodniach znalazłam czasu odrobinkę i pofarbowałam ją,
miał wyjść kolor popielaty wyszedł grafit - chyba mogłam troszkę mniej tego barwnika dosypać ... ale efekt wyszedł niezły więc nie będę marudzić ;)
Minęło kolejne kilka tygodni, aż w któreś piękne, słoneczne popołudnie przy kawusi udało mi się owy szablon powycinać ;)
Zadanie to żmudne, bo elementy niewielkie, papier cienki bo przy grubszym kartoniku nijak mi nie chciało wyjść, koniec końców wycięłam ...
Kolejnej niedzieli już bardzo pochmurnej - czasu troszkę uszczknęłam i przeniosłam orła na koszulkę ...
Po dobrym miesiącu, dziecko moje się zlitowało i zrobiło kilka zdjęć ;)
I tak to u mnie z tym szukaniem czasu jest - od czerwca do października zeszło mi przy jednej koszulce,
ale za to jesienią będę paradować w swojej niepowtarzalnej koszulce z orłem !!
Siedziałam i wycinałam całe popołudnie ...
Umilając sobie czas kawusią i ciastem ze śliwkami ... mniam ;)
I kto by pomyślał, że w październiku będzie tak ciepło ... do soboty oczywiście ;)
A skoro koszulka z orłem to bardzo mi pasuje tu tytuł najnowszej piosenki Hej " Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan "
Staram się w tej zwariowanej rzeczywistości łapać chwile, momenty aby całkowicie nie zatracić radości z małych,
czasem mocno ulotnych zdarzeń ...
Zabrałam swój " Czas odnaleziony " autorstwa Moniki Mimi i Sebastiana na spacer w moje okolice, pełne jurajskich skał ...
Dawkuję sobie ich książkę po kawałeczku, co by nie za spiesznie ...
Prosta w formie, o życiu, inspiracjach, podróżach, gotowaniu ... i tak sobie tego czasu szukam.
Raz uda się więcej, raz mniej, ale zawsze warto ... szukać i odnajdywać.
Uwielbiam takie spacery, choć teraz trochę jakby mniej ...
Przysiąść na skale, poczytać, podumać, pooddychać ...
Marce pomogła mi to uwiecznić ...
***********
Chciałam jeszcze serdecznie podziękować Krys za wygrane u niej cukiereczki.
Miał być " miętowy woreczek ", a wraz z woreczkiem i miętą przyfrunął do mnie anioł i podkładka jeszcze - na dodatek w szarościach :))
To ci dopiero niespodzianka i jak tu nie wierzyć w Anioły ;))
***********
W następnym wpisie - jak wykorzystałam ten czas po kawałeczku i z trudem - odnaleziony ;))